Kapitanowie – Arkadiusz Wilczewski – recenzja książki

Tytuł – Kapitanowie. Czerwony odwet.

Rok wydania – 2024

Autor – Arkadiusz Wilczewski

Wydawnictwo – Novae Res

Liczba stron – 668

Tematyka – wciągająca historia szpiegowska osadzona w realiach II wojny światowej – kulisy walki polskiego i sowieckiego wywiadu z niezłą fabułą w tle.

Ocena – 7,5/10

Wrzesień 1939 roku. Polacy bronią Grodna przed inwazją sił niemieckich i radzieckich. Sprawa beznadziejna, wydaje się już na wstępie przegrana. W tym i tak przytłaczającym klimacie napięcie rośnie jeszcze bardziej, gdy niektórym decyzjom dowództwa sprzeciwia się grupa polskich kapitanów. Mają własną koncepcję walki. Zaczyna się okupacja, a dla niektórych czas jeszcze głębszej konspiracji. I to w szeregach NKWD.

To z grubsza osnowa „Kapitanów” Arkadiusza Wilczewskiego. Wydarzenia opowiedziane w książce są wprawdzie wytworem fantazji autora, ale mają w sobie coś z pociągającej autentyczności. Może to opisy? A może dialogi? A może po prostu mieszanka wojny i działań wywiadów w naturalny sposób przykuwa uwagę i uodparnia na niedociągnięcia. Tych w warstwie językowej trochę znajdziemy. Czasem koślawe wymiany zdań, czasem delikatne luki logiczne (meta-intryga wydaje mi się mocno naciągana, ale przymknijmy na to oko). Jak to jednak w powieści sensacyjnej bywa, a do tego jeszcze wtłoczonej w ramy historii, którą przecież dobrze znamy i którą przerabialiśmy dziesiątki razy.

Swoją drogą, było kilka stosunkowo prostych wątków, które zmusiły mnie do refleksji. Na przykład dyskusja dotycząca palenia archiwów i konstatacja, że szkoda niszczyć, bo wojna nie będzie trwała wiecznie. W 1939 roku takie sądy mogły się wydawać logiczne, nie zdziwiłbym się, gdyby takie debaty faktycznie toczono. Dzisiaj brzmią wyjątkowo ponuro, a w „Kapitanach” dostajemy przyspieszony kurs z działań radzieckiego wywiadu i kontrwywiadu, które dysponowały ogromnymi środkami i chętnie z nich korzystały do wszechstronnej infiltracji przedwojennych środowisk militarnych i patriotycznych w Polsce.

Autor tworzy pewien etos pracy wojennego (i przedwojennego) wywiadu, nieco romantyzując wizerunek swoich polskich bohaterów. Są oni tacy, jakimi chcielibyśmy ich widzieć – honorowi, pomysłowi, przebojowi. Rzeczywistość mogła być nieco mniej atrakcyjna, ale nie zarzucam Wilczewskiemu oderwania od rzeczywistości, bo fantazję wciąż trzyma w ryzach. Autor konfrontuje nas przy tym z różnymi koncepcjami prowadzenia działań, a przy tym różnicami w funkcjonowaniu wywiadów poszczególnych krajów. I nie robi z Sowietów kompletnych idiotów, którym Polacy grają na nosie, lecz groźnych przeciwników, którzy we własnych szeregach prowadzą zagmatwane intrygi i potrafią łączyć nitki.

Podobać mogą się żywe opisy akcji, nawet jeśli początek jest nieco ślamazarny. Momentów, w których książka naprawdę trzymała w napięciu, było sporo. Istotną rolę pełnią choćby przesłuchania, podczas których autor na żywo „śledzi” sposób rozumowania oficerów i logikę ich kroków. To także bardzo ciekawy zabieg, który pozwala nam wczuć się w kolejne sceny. A przy tym podnosi poziom naturalnych przecież emocji. Zresztą, całość jest zbudowana w klimacie hollywoodzkiego klasyka „Infiltracja”. Wyścigu, którego ceną będzie życie.

Wyścigu, który, jak mi się wydaje, trwał nieco zbyt długo. Tu moje podstawowe zastrzeżenie do fabuły do „Kapitanów”. Nie chcę jednak zdradzać szczegółów, ale nie tak wyobrażałem sobie bezwzględnych Sowietów. Zwlekanie z decyzją nie pasuje mi do tego wizerunku. Co nie zmienia faktu, że czytało się „Kapitanów” co najmniej dobrze. Jest intryga, są emocje, jest zagadka, są elementy układanki. Wszystko na miejscu, w dobrym klimacie. Warto zatem poświęcić trochę czasu.

Ocena – 7,5/10