W listopadzie 1941 r. porucznik Armii Czerwonej Aleksander Iljicz Szumilin wkroczył do opuszczonego niemieckiego okopu, w którym znajdował się martwy żołnierz Wehrmachtu. Ponieważ nie miał on widocznych ran, to Szumilin postanowił ustawić go w okopie z karabinem, aby pełnił rolę stracha na wróble. Z tą różnicą, że miał straszyć oficerów i żołnierzy służących na tyłach frontu. Oprócz tego Szumilin dokładnie obejrzał wyposażenie martwego żołnierza niemieckiego i porównał je z sowieckim. Tak wspominał o tym w książce „Wańka Trep Tom 1”:
„Odwróciłem się nieco za siebie i popatrzyłem na stodołę z prawej strony. Ciągnął się tam niemiecki rów łącznikowy. Prowadził spod ściany stodoły i nie dochodząc do skraju urwiska kończył się stanowiskiem strzeleckim.
– Popatrz, jak cwanie pomyślane – powiedziałem do ordynansa, wskazując na pustą stodołę i rów łącznikowy, idący od jej ściany.
Rów został wykopany bez odrzucania ziemi. Rowy łącznikowe zwykle kopie się, wyrzucając ziemię na jedną lub obie strony. A tu ziemię najwidoczniej wynosili w workach i zsypywali do stodoły. I rzeczywiście, gdy zaszliśmy za stodołę, to przez otwarte wierzeje dostrzegliśmy w środku wysoką kupę ziemi zaniesioną śniegiem.
– A co to tam zielenieje na skraju stanowiska strzeleckiego?
– Coś jakby zabity Niemiec, towarzyszu poruczniku!
Wychodzimy zza rogu stodoły i widzimy przed sobą zabitego Niemca. Na wpół leży w okopie, odrzucony plecami na jego gładki skraj. Oto, kiedy można obejrzeć Niemca z bliska. Widać nawet wypukłe wzory na guzikach. Ma na sobie błękitno-zielony szynel i frencz z odwijanym czarnym kołnierzem. Na nogach skórzane podkute buty z szerokimi cholewami. Ciało Niemca zesztywniało w półleżącej nienaturalnej pozie. Szare oczy miał otwarte i utkwione gdzieś w przestrzeni. W oczach ani strachu, ani śmiertelnego żalu, a wręcz godność i wyczekiwany spokój. Włosy ma jasne, koloru zbutwiałej słomy, twarz starannie ogoloną, sytą i spokojną, na policzkach pozostał lekki rumieniec. I tylko wargi spuchły i posiniały od wiatru i chłodu. Trąć go ręką, szturchnij, pociągnij za rękaw, a on westchnie głęboko, potrząśnie głową, zrzuci z siebie zadumę i senną drętwotę, zamruga oczami, zagada po swojemu i podniesie ręce do góry.
Porównując go ze swoją posturą, odnotowałem w myślach, że Niemiec jest szeroki w ramionach i wzrostem wyższy ode mnie. Waży przynajmniej z dziewięćdziesiąt kilo. Na głowie ma furażerkę, którą odwinął i naciągnął na uszy. Błękitno-zielone cienkie sukno opasane jest szerokim paskiem z naturalnej skóry z biało-czarną kwadratową blachą. Na środku blachy wypukły krąg z faszystowską swastyką i napisem po okręgu – ‘Gott mit uns’. Przy pasie ‘wyciskana’ ładownica, która jest otwarta i widać w niej niemieckie mosiężne naboje z toczonym rowkiem zamiast główki. My mamy żelazne z główką na wierzchu, pokryte warstwą ołowiu, a u nich są błyszczące. Mosiądz nie rdzewieje.
Jego karabin wala się przy nogach na dnie okopu. W ostatniej chwili ręce osłabły i upuścił go. Obejrzeliśmy go dookoła. Nigdzie nie było widać otworu wlotowego po kuli. Na wierzchu żadnych śladów i plam zastygłej krwi. Odnosiło się takie wrażenie, jakby dosłownie połknął kulę.
– Popatrz w kieszeni! Może ma przy sobie jakieś dokumenty? – powiedziałem ordynansowi.
Ordynans pochylił się i niechętnie wsunął Niemcowi rękę za pazuchę. Pomacał w kieszeni na piersi. Wyciągnął cały plik rozmaitych książeczek, papierów i fotografii. Była tam książeczka wojskowa, jakieś papiery, pokwitowania i cała paczka rodzinnych fotografii. Na jednej z nich ukazany był piętrowy dom. Najwidoczniej zabity Niemiec mieszkał w nim przed wojną. A na innej – jego Frau i trzyletni synek z wygładzonym przedziałkiem na głowie. Obok matki stoi szczupła córeczka.
– Tak! – powiedziałem na głos.
Ordynans spojrzał na fotografię i z jakiejś przyczyny głęboko westchnął.
– Podepchnij go na skraj okopu, tak, żeby oparł się łokciem. Będziemy udawać, że stoi żywy. Karabin położymy przed nim. Któryś z pułkowych albo tyłowych tu przylezie, natknie się na Niemca i pomyśli, że w nich celuje. Ze strachu nawali w gacie! Niech Niemiec tu sterczy dla kawału! Ze strachu zameldują do dywizji, że Niemcy wioskę odbili, a kompania dostała się do niewoli. Bo nasi wojacy coś humor stracili! Będzie się z czego zdrowo pośmiać!
Ile ten Fryc przeszedł po naszej ziemi? Czy sądził, że tutaj, w tym okopie, spotka swoją śmierć? Czy wiedział, że będzie tak sterczeć do wiosny jak ogrodowy strach na wróble? Tutaj sam fuhrer go nie znajdzie! Doczeka Niemiec słoneczka, powali się do okopu i zleje się z odtajałą ziemią. Gdzież on stąd polezie? A okop rył z niemiecką dokładnością, nie jak nasi. Tu wszystko wokół jest wyczyszczone i wymiecione. A w domu czeka na niego Frau und Kinder. A on, jak wierny strażnik swojego okopu, zaległ na równym skraju i celuje.”
Bibliografia: Aleksander Iljicz Szumilin, „Wańka Trep Tom 1”.
Fotografia tytułowa: żołnierz Wehrmachtu w okopie na froncie wschodnim w czerwcu 1942 r. kryje się przed ostrzałem. Ogień sowiecki okazał się wówczas celny a autor zdjęcia, Gottschmann, zginął tuż po wykonaniu tej fotografii. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Marek Korczyk