Nowoczesny polski pasażerski transatlantyk MS „Chrobry” po rozpoczęciu II wojny światowej został dostosowany do zadań transportowych. W kwietniu 1940 roku został także skierowany do działań wojennych – brał udział w transporcie wojsk alianckich walczących w Norwegii. Jego służba była wysoko oceniana, niemniej jednak niestety nie trwała długo. 14 maja – przewożąc oddziały brytyjskie mające zatrzymać Niemców pod Bodø – został zatopiony przez niemieckie bombowce. Podczas tego ostatniego rejsu załoga „Chrobrego” wykazała się jednak zarówno znaczną odwagą, jak i profesjonalizmem.
Transport do Bodø pod bombami Luftwaffe
Sam ostatni rejs „Chrobrego” zaczął się w Norwegii, po południu 14 maja 1940 roku. Wówczas – na rozkaz gen. Claude’a Auchinlecka – załadowano na niego 1 batalion Irish Guards, sztab 24 brytyjskiej brygady gwardii, sprzęt wojskowy, amunicję, 50 ton min przeciwpancernych oraz 3 brytyjskie czołgi. Siły te miały zostać przetransportowane w okolice Bodø, w celu zatrzymania prowadzących tam ofensywę Niemców.
Załadunek przebiegł sprawnie, mimo dwukrotnych ataków niemieckich Heinkli He 111. Wieczorem polski statek wyruszył w drogę, eskortowany przez niszczyciel HMS „Wolverine” oraz eskortowiec HMS „Stork”. Wkrótce też, tuż przed północą, znalazł się około 25 mil od wyznaczonego celu.
Wtedy jednak na nocnym niebie pojawiły się dwa bombowce. Omyłkowo wzięto je za brytyjskie maszyny z lotniskowca HMS „Ark Royal”, przez co nie zostały one w porę ostrzelane z broni przeciwlotniczej. Skorzystały zatem z okazji i przypuściły atak. Okazał się on precyzyjny – „Chrobry” został trafiony dwiema dużymi bombami, kilkoma małymi o ładunku zapalającym oraz paroma seriami z karabinów maszynowych.
Ciosy te okazały się dla polskiego statku śmiertelne, o czym tak wspominał kpt. Karol Olgierd Borchardt, pierwszy oficer „Chrobrego”: „Wszedłem na mostek. Była dopiero za kwadrans dwunasta [w nocy]. Załoga i wszyscy oficerowie mieli założone hełmy i pasy ratunkowe. Zanim dowiedziałem się, co zaszło, zobaczyłem, że z nadbudówki za trzecią ładownią wydobywają się kłęby dymu i płomienie ognia. Paliła się również nadbudówka tuż za mostkiem, przed trzecią ładownią. W jej gardzieli, wziętej teraz w dwa ognie, znajdowało się pięćdziesiąt ton materiałów wybuchowych w postaci min przeciwczołgowych. Pokłady pokryte były ciałami poległych żołnierzy z obsługi karabinów maszynowych…”
Spokój i profesjonalizm polskich marynarzy
Sytuacja była zatem bardzo poważna, ponieważ ogień zbliżał się do materiałów wybuchowych, których eksplozja mogła oznaczać natychmiastową zagładę statku i całej załogi. Ponadto, w pokładowym barze zginęło 6 najstarszych rangą oficerów brytyjskich, przez co przewożone siły pozbawione były dowództwa. Należało zatem szybko rozpocząć ewakuację, zanim dojdzie do tragedii.
Wtedy jednak znów pojawił się bombowiec Luftwaffe i ostrzelał pokład „Chrobrego”. Nie powiodły się także próby opanowania ognia, ponieważ rurociąg z wodą został przerwany z powodu niemieckich bomb. Tego było już za wiele dla brytyjskich żołnierzy, wśród których wybuchła panika. Zaczęli oni wyskakiwać do lodowatej wody, w której szybko ponosili śmierć.
Polscy marynarze jednak cały czas zachowywali przysłowiową zimną krew. Nie opuszczali swoich stanowisk oraz skutecznie zahamowali szerzącą się na pokładzie panikę. Na wodę spuszczono szalupy – pomagano także brytyjskim żołnierzom w schodzeniu do nich. Wkrótce przypłynął także niszczyciel HMS „Wolverine”, na którego niski pokład – także z pomocą Polaków – zaczęli schodzić Brytyjczycy. Jako ostatni pokład „Chrobrego” opuścił jego dowódca kpt. Zygmunt Deyczakowski, który wraz z grupą marynarzy przeszedł na HMS „Wolverine”. Ogółem tą drogą uratowano 694 ludzi. Kolejnych kilkuset wyłowił z szalup eskortowiec HMS „Stork”.
Straty poniesione na tonącym „Chrobrym” były zatem stosunkowo niewielkie – samych polskich marynarzy zginęło tylko dwunastu. Było to niewątpliwie zasługą polskiej załogi, które nie uległa atakowi paniki i planowo przeprowadziła ewakuację. Czyn ten został zresztą doceniony przez władze polskie w Londynie – 16 Polaków z załogi „Chrobrego” oznaczono Krzyżem Walecznych. Były to pierwsze tego typu odznaczenia przyznane osobom służącym w Polskiej Marynarce Handlowej.
Co jednak stało się z samym „Chrobrym”? Trzeba przyznać, że okazał się bardziej wytrzymały niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Choć na jego pokładzie szalał pożar a przewożona amunicja (wspominane 50 ton ładunków wybuchowych) wkrótce wybuchła, to przez wiele godzin nie tonął. Dopiero następnego dnia został dobity torpedą brytyjskiego samolotu operującego z lotniskowca HMS „Ark Royal”. Cios ten – zwyczajowo przeprowadzany wobec okrętów niemożliwych do odratowania – okazał się ostateczny i „Chrobry” wówczas zatonął.
Bibliografia:
J. Odziemkowski, „Narwik 1940”, Warszawa 1988.
O. Borchardt, „Krążownik spod Samosierry”, Gdańsk 1969.
Fotografia: polski pasażerski transatlantyk – w czasie II wojny transportowiec wojska – MS „Chrobry”. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.
Marek Korczyk