Tytuł – Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy.
Rok wydania – 2023
Autor – Tomasz Bonek
Wydawnictwo – Znak Horyzont
Liczba stron – 384
Tematyka – Tomasz Bonek „rozprawia się” z jednym z kluczowych mitów dotyczących niemieckiej okupacji i tropi historycznego fake newsa.
Ocena – 7,0/10
Muszę przyznać, że Tomasz Bonek kupił mnie już na wstępie. Tytuł jego najnowszej książki brzmi nieco sensacyjnie, ale od razu zapala lampki – te ostrzegawcze i te sygnalizujące ciekawość. No bo jak to, przecież wszyscy wiemy, że naziści przerabiali ludzi na mydło. To wręcz kanon naszej historii. Cóż, Bonek nieco ją rewiduje, ale nie w rewizjonistyczny sposób, a poprzez klasyczne reporterskie śledztwo, którego efektem jest podważenie tego, co Zofia Nałkowska opisała w „Medalionach”. I znowu, nie podważenie nastawione na zanegowanie, a wytłumaczenie czytelnikowi, dlaczego historię zaprezentowano właśnie w taki sposób.
W dużym uproszczeniu autor tropi źródła nie do końca odzwierciedlającej prawdę historyczną narracji, która mogłaby być skoncentrowana na większych okrucieństwach, ale ostatecznie została ukształtowana poprzez plastyczne wyobrażenie jednej szczególnej sceny. To trochę jak z obozem koncentracyjnym Auschwitz i zapadającymi w pamięć stertami butów czy włosów. W gruncie rzeczy książka Bońka to połączenie reportażu odnoszącego się do idei produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu (bynajmniej nie był to koncept, który powstał w obozach koncentracyjnych) oraz interesującej biografii mało znanego niemieckiego profesora Spannera. Na kartach książki pojawiają się też wojenne dzieje innych anatomów, choćby Hermanna Vossa, co samo w sobie stanowi istotną wartość dodaną opracowania. Początkowo myślałem, że zajawka z Nałkowską będzie służyć jedynie zbudowaniu zainteresowania, tymczasem Bonek spina losy nazistowskich anatomów z powojennym życiorysem polskiej pisarki. Pojawia się też reporter Strąbski, który ma do odegrania swoją istotną rolę.
Pamiętajmy, że „Ludzie na mydło” to nie dokument, choć autor obficie korzysta z raportów, akt sądowych i zeznań świadków. Nie prezentuje fikcji literackiej, za wyjątkiem części ubarwiających narrację dialogów, ale też nie aspiruje do miana historyka, który dokładnie przeanalizował wszystkie fakty i dokumenty i napisał monografię poświęconą hitlerowskiej nauce anatomii. To bardziej wstęp to skomplikowanego tematu, który nawet po odpowiednich procesach sądowych i 80 latach różnych badań jest zagadkowy. Wstęp sam w sobie niezwykle ciekawy i skłaniający do refleksji, bo przecież kwestia nieadekwatności opisów zostawionych przez Nałkowską i Strąbskiego w zbiorowej świadomości Polaków nie funkcjonuje.
Mamy zatem do czynienia z książką, która w sposób przystępny przełamuje schemat i pozwala czytelnikom zajrzeć za kulisy historii i jej powstawania, wykuwania. Może się okazać, że podobnych fake newsów jest w naszym kanonie znacznie więcej. Trzeba zatem poczekać aż Bonek wpadnie na pomysł pisania kolejnych książek. A że robi to naprawdę solidnie, chętnie po nie sięgnę.
U autora widać też mocny dziennikarski szlif. Narracja ma wciągać czytelnika, śledztwo osadzone w historii ma emocjonować, pobudzać wyobraźnię i skłaniać do refleksji. Z jednej strony to refleksja na poziomie czysto intelektualnym dotycząca konkretnych wydarzeń w niemieckich obozach koncentracyjnych i form raportowania na temat poszczególnych zbrodni. Z drugiej strony to refleksja o charakterze emocjonalnym, stosunkowo łatwa do wywołania poprzez omawiany temat. Nie spodziewam się, by Bonek miał teraz nagle wykasować konsekwencje osiemdziesięciu lat powtarzania historycznego mitu. Na pewno jednak jego odbiorcy dostaną solidny impuls do zastanowienia się nad wiarygodnością źródeł. Nawet tych fundamentalnych.
Ocena – 7,0/10