Tekst stanowi fragment książki „Podwodni kamikaze”.
Początki koncepcji japońskich żywych torped – nazywanych kaitenami – miały miejsce już w czerwcu 1942 roku, po porażce Cesarskiej Japońskiej Marynarki Wojennej w bitwie pod Midway. Wówczas to chorąży Sekio Nishina i podporucznik Hiroshi Kuroki postanowili połączyć dwie japońskie koncepcje – nowoczesną torpedę Typ 93 oraz miniaturowe okręty podwodne klasy Ko-hyoteki – i na ich bazie stworzyć nową broń, mającą przywrócić Japonii panowanie na wodach Pacyfiku. Dokładnie pisał o tym Yutaka Yokota w książce „Podwodni kamikadze”:
„W czasie bitwy o Midway, w czerwcu 1942 roku, chorąży Sekio Nishina i podporucznik Hiroshi Kuroki byli sternikami miniaturowych okrętów podwodnych. Wszyscy Japończycy, dzięki nagłośnionym pośmiertnie awansom załóg tych utraconych w Pearl Harbor okręcików, mieli świadomość, że takie jednostki odgrywały ważną rolę w pierwszej fazie wojny. Uważane były za bardzo wartościową broń.
Admirał Isoroku Yamamoto, głównodowodzący Połączoną Flotą, płynąc na Midway z armadą blisko dwustu okrętów, zabrał ze sobą wiele miniaturowych okrętów podwodnych. Zostały one załadowane na tendry Chiyoda i Nisshin, przystosowane do przewożenia wodnopłatów. Po przejęciu kontroli nad atolem, okręciki miały być wyładowane z transportowców i zacumowane na Midway albo pobliskiej wyspie Kure (której nazwę po angielsku pisze się tak samo jak nazwę naszej wielkiej bazy morskiej na Morzu Wewnętrznym, ale wymawia się odmiennie). Chiyoda i Nisshin nie wzięły udziału w walkach o Midway, ponieważ w trakcie bitwy znajdowały się za daleko na północny zachód od atolu, towarzysząc głównym siłom admirała Yamamoto, wśród których znalazł się superpancernik Yamato, największy okręt, jaki kiedykolwiek zbudowano na świecie.
Wszyscy wiedzą, że w bitwie o Midway Japonia straciła cztery bardzo wartościowe lotniskowce. Były to Soryu, Hiryu, Kaga i Akagi, z których dwa ostatnie zostały pod koniec lat dwudziestych. przebudowane z krążowników – tak jak i amerykańskie lotniskowce USS Lexington i Saratoga. Gdybyśmy zajęli Midway, miniaturowe okręty podwodne zostałyby włączone w skład linii obronnych atolu. Ponad dwadzieścia takich okręcików byłoby w każdej chwili gotowych stawić czoła nieprzyjacielskim jednostkom, gdy tylko zbliżyłyby się do wyspy, by ją odbić z naszych rąk.
Ale zatopienie czterech lotniskowców zniweczyło plan zajęcia Midway. Porażka tak przeraziła dowództwo naszych sił morskich, że podjęto próbę całkowitego ukrycia informacji o wyniku bitwy przed japońskim społeczeństwem. Nikomu z członków załóg biorących udział w walce – oprócz kilku najwyższych oficerów – nie pozwolono po powrocie do Japonii zejść na ląd. Wszyscy – w tym nawet kilku admirałów – musieli pozostać na pokładach swoich okrętów przez następne dwa miesiące. Przez ten czas wieści o miażdżącej porażce przedostały się jednak na zewnątrz i były przekazywane z ust do ust po całym kraju. Nasz rząd mimo tego zwlekał długo z ujawnieniem prawdy – mimo że amerykańskie stacje nadawcze nieustannie podawały informacje o bitwie o Midway.
Kuroki i Nishina ogromnie przejęli się utratą czterech lotniskowców. Byli to ludzie wielkiej inteligencji i wielkiego ducha. Choć pełnili służbę w siłach podwodnych, to zdawali sobie sprawę, że Cesarska Marynarka Wojenna pokładała wiarę raczej w lotnictwie. Całą strategię prowadzenia tej wojny oparto na przekonaniu, że nasi lotnicy Marynarki Wojennej – najlepiej wyszkoleni piloci bojowi na świecie, zdolni prowadzić działania nawet w najciemniejszą noc i przy najgorszej pogodzie – będą kontrolować przestrzeń powietrzną podczas działań na morzu lub desantu. I tak się właśnie działo we wczesnej fazie wojny, gdy Cesarska Marynarka Wojenna odnosiła zwycięstwa. Ale teraz inicjatywa została utracona wraz z zatonięciem tych czterech lotniskowców. Amerykańskie stocznie mogły w krótkim czasie nadrobić różnicę w liczebności jednostek obu stron i trzeba było wymyślić coś, co pozwoliłoby szybko uzupełnić potencjał bojowy czterech zatopionych jednostek.
Nishina i Kuroki zdawali sobie sprawę, że miniaturowe okręty podwodne, którymi sami pływali, miały niewielkie możliwości działania. Posiadały napęd elektryczny, co ograniczało ich zasięg i prędkość. Ich rozmiary pozwalały na przewożenie tylko dwóch torped. Wykryte okręciki łatwo było zniszczyć, ponieważ nie mogły szukać schronienia w głębinach jak normalne jednostki podwodne, ani płynąć na tyle szybko, by uniknąć bomb głębinowych. Nie były zatem w stanie ani uciec przed nieprzyjacielem, ani go ścigać. Takich jednostek można było używać właściwie tylko u wybrzeży Japonii lub nieopodal brzegów nieprzyjacielskich. Prócz tego, mnóstwo czasu zajmowało załadowanie miniokrętu na okręt podwodny i przetransportowanie go w pobliże celu.
Należało zatem wynaleźć morską broń dużo szybszą, łatwiejszą do zwodowania, o większej sile rażenia i dającą większe szanse na zadanie nieprzyjacielowi poważnych strat. Trzeba było zatopić wiele lotniskowców wroga, aby przywrócić przewagę japońskiej Cesarskiej Marynarki Wojennej. Dwaj młodzi oficerowie przez długi czas zastanawiali się nad tym wszystkim, zanim doszli do właściwego wniosku. Żywa torpeda! To była odpowiedź! […] Na ich szczęście japońska Marynarka Wojenna dysponowała w tym czasie największą, najszybszą i najpotężniejszą torpedą na świecie. Żadnemu innemu krajowi nie udało się zbudować niczego, co mogłoby się równać z napędzanym tlenem, samobieżnym pociskiem morskim Model 93, prawdziwym postrachem mórz.”
Bibliografia: Yutaka Yokota, „Podwodni kamikadze”.
Fotografia: japoński miniaturowy okręt podwodny klasy Ko-hyoteki na zdjęciu z 2008 roku. Wikimedia, CC BY 3.0.