Werwolf pod Karkonoszami

Hirschberg w trakcie II wojny światowej. Zdjęcie za: https://jeleniagora.naszemiasto.pl/ oraz fotopolska.eu.

W maju 1945 roku powiat jeleniogórski zamieszkiwało około 160 tysięcy ludności niemieckiej, podczas gdy Polaków jak na lekarstwo. Znakomita baza dla struktur dywersyjnego Werwolfu, który mógł siać zamęt, nawet jeśli marzenia o przywrócenia III Rzeszy były jedynie mrzonkami. 

W czasie II wojny światowej oblicze Kotliny Jeleniogórskiej znacznie się zmieniło. Wobec oddalenia od działań wojennych i braku nalotów, przeniesiono tam szereg fabryk zbrojeniowych, zaś istniejące zakłady przestawiono na potrzeby hitlerowskiej machiny wojennej. Z tych samych przyczyn translokowano wiele instytucji, a schronienie znalazły niemieckie dzieci z zagrożonych alianckimi nalotami Berlina i Drezna, jak również objętego strefą działania lotnictwa sowieckiego Wrocławia.

W następstwie tych zmian oraz późniejszych masowych ewakuacji znacznemu powiększeniu uległa liczba przebywającej na terenie kotliny populacji. Większość miejscowości posiadała bez mała podwójną liczbę mieszkańców. Niezależnie od tego, niemal we wszystkich miastach i wsiach przetrzymywani byli cudzoziemscy robotnicy przymusowi, zaś w Cieplicach oraz Jeleniej Górze mieściły się utworzone w maju 1944 r. na bazie SS-Sonderbauftrand filie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Wobec klęsk ponoszonych na froncie wschodnim, władze niemieckie rozpoczęły od 1943 r. systematyczne przygotowania do obrony miasta i powiatu w postaci budowy okopów, stawiania zasieków, a także wojskowego szkolenia ludności. Na bazie miejscowych członków Hitlerjugend utworzono szkołę dywersji.

Wylęgarnia wilkołaków

W pierwszych dniach maja 1945 r. jedynymi Polakami przebywającymi pod Karkonoszami byli niedawni robotnicy przymusowi. 9 maja pojawiła się tam działająca niezależnie od struktur administracji cywilnej Grupa Operacyjna KERM-u. Nic dziwnego, iż Wojciech Tabaka, świeżo nominowany na stanowisko pełnomocnika obwodowego, przyjął zadanie z mieszanymi uczuciami, dodatkowo umocowany przez zwierzchników nieformalną radą o mało budującej treści: „(…) Pilnujcie głowy, bo jak nie, to stracicie”. (J. Urban, Palec rozdzielacza […]) Wieści płynące z tamtych rejonów były niewesołe: „To niebezpieczny teren. Mnóstwo Niemców, dużo lasów, w górach oddziały SS i własowcy”. (D. Sidorski, Nadszedł właśnie jego czas […]).

Już podczas pierwszego spotkania z wojenkomendantem Smirnowem polski pełnomocnik uzyskał wiedzę, że wśród Niemców ukrywa się wielu byłych wojskowych, przeciwko którym Armia Czerwona podjęła akcję oczyszczającą w południowej części powiatu jak i po czeskiej stronie granicy. Ponadto w związku niewielką liczebnością polskiej ekipy sowiecki komendant doradzał wstrzymanie z rozpoczynaniem działalności. Pewny znaczenia i wagi powierzonej misji Tabaka nie przystał na niepoważną propozycję, poprosił natomiast o jednolitą broń dla milicjantów, ponieważ w Jeleniej Górze i powiecie „wilcze echa” rozpętanej nienawiści nadal zbierały swoje żniwo, tak że nawet za dnia człowiek z biało-czerwoną opaską nie mógł być pewien życia. (W. Tabaka, Objęcie piastowskiego dziedzictwa[…]) Wciąż żywa była pamięć mordu dokonanego w drugim tygodnia maja w okolicach miasta przez hitlerowskich pogrobowców na powracającej z obozu grupie więźniów, gdzie śmierć poniosło 45 Polaków i 8 Francuzów. Z kolei ludność niemiecka jako posiadająca status tymczasowy objęta była generalnym zakazem przemieszczania poza miejscem zamieszkania, od czego zwalniały zaświadczenia o zatrudnieniu, nadto „Od lipca wszyscy Niemcy bez wyjątku mają także obowiązek noszenia na prawym ramieniu białych opasek”.  (J. Hytrek-Hryciuk, Rosjanie nadchodzą […])

Apogeum wzajemnej wrogości

W trzecim tygodniu maja 1945 r., tj. w chwili przybycia administracyjnej grupy Tabaki do ówczesnego Hirszbergu, sytuacja była niezwykle skomplikowana. Powiat zamieszkiwała prawie wyłącznie miejscowa oraz napływowa ludność niemiecka. W przeciwieństwie np. do zachodniopomorskiego Choszczna, w którym pozostało zaledwie czterech Niemców, region pękał w szwach. Wyznaczony w pierwszych dniach czerwca na burmistrza Karpacza Stanisław Stępniewski jeszcze tej samej nocy, bezpośrednio po zawitaniu pieszo na miejsce, zrejterował, meldując nazajutrz Tabace, iż był tam jedynym Polakiem. Za dnia lojalni, nocami niczym klasyczne wilkołaki niektórzy przeobrażali się w dywersantów. „Pierwsze zetknięcie z nieznanym miastem, ujrzanym w nocy, mogłoby się wydać, gdyby nie wojna, która dopiero co się skończyła, szokujące. Przywitała nas strzelanina – nie ostatnia – w bocznej ulicy”. (J. Kolankowski, Literatura […])

Sytuację pogarszał jeszcze fakt istnienia w okolicach Janowic, Szklarskiej Poręby, Miłkowa, Karpacza i Chromca, to jest mocno zalesionych obszarach podgórskich, znacznej liczby trudnych do zlokalizowania oddziałów maruderów niemieckich. Dodatkowo funkcjonowała pomocnicza Hilfmilitz, która lawirując między sowiecką komendanturą, a raczkującą administracją polską, starała się wygrywać własne, partykularne interesy. Niemcy próbowali ignorować polską władzę.

Napiętą sytuację mogło rozładować wyłącznie wysiedlenie, któremu początkowo  sprzeciwił się sowiecki komendant wojenny. Zawieszenie wysiedlania ludności niemieckiej niestety nie wiązało się z jednoczesnym wstrzymaniem transportów przyjeżdżającej ludności polskiej, co doprowadziło do przeludnienia. W comiesięcznych sprawozdaniach Tabaka oczywiście donosił o tym fakcie zwierzchnictwu. W jednym z nich, datowanym na 2 października 1945 r., napisał: „O ile Niemcy nie zostaną usunięci, powiat zostanie przeludniony”. (16 października starostę odwiedziła delegacja polskich osadników z Karpacza, domagając się szybkiego usunięcia Niemców). Miesiąc później w sprawozdaniu z 6 listopada również poruszał ten nabrzmiewający problem: „Sytuacja mieszkaniowa coraz gorsza, bo przybywa coraz więcej Polaków, a Niemców ubywa bardzo mało”. Na początku 1946 r. ta nieuregulowana sytuacja doprowadziła do znacznego przeludnienia powiatu, które wyrażało się liczbą 138 osób na 1 km². W wymiarze praktycznym wyglądało to w następujący sposób: „Setki osób koczowało w PUR z powodu braku mieszkań” (Państwowy Urząd Repatriacyjny). (Sprawozdanie W. Tabaki z 5 II 1946 r. […])

Posthitlerowski terror

Taka sytuacja prowadziła do nieuchronnych konfliktów. Dochodziło do morderstw, czego wymownym  przykładem było zabójstwo na osobie polskiego administratora szpitala Na Wysokiej Łące w Kowarach dokonane w kwietniu 1946 r. przez niemieckiego palacza zwanego „Schwarz Willi”, który jako były komandos SS otrzymał zadanie ochrony „skarbu”. Depozyt okazał się w zbiorem zgromadzonych w około 300 walizkach, osobistych pamiątek wojennych – w tym mogących służyć za podstawę oskarżenia o zbrodnie wojenne, „pamiątkowych” zdjęć masowych mordów – przebywających tam pod koniec wojny na leczeniu esesmanów. Morderca zbiegł na Zachód.

W takiej oto patowej sytuacji dualizmu etnicznego zwolennicy narodowego socjalizmu organizowali tajne ugrupowania, stanowiąc fundament społeczny nie tylko dla kierowanego w Jeleniej Górze przez Hansa Bönscha terrorystycznego Werwolfu, która to grupa poprzez kurierów utrzymywała kontakt z placówkami wewnątrz zachodniej strefy okupacyjnej. Przez jakiś czas podobno jedną z baz stanowiły górskie Budniki ‒ Forstbauden/Forstlangwasser. W miarę napływu osadników znaczna część niemieckiej populacji zaczęła okazywać nieskrywaną butę i wrogość. Nocą 15/16 lipca 1945 r. ostrzelano posterunek MO w Szklarskiej Porębie (Schreiberhau), gdzie zginął jeden z milicjantów. Tamże następnego dnia padły strzały w stronę kwatery ZHP. W odpowiedzi polskie władze kurortu, korzystając z dobrze wszystkim znanych wzorców, zagroziły rozstrzelaniem bądź powieszeniem 300 Niemców w wieku od 18 do 50 lat.. Dalszą eskalację posthitlerowskiego terroru jednym pociągnięciem zatrzymał dopiero zdeterminowany pełnomocnik obwodowy.

„(…) Tabaka zwołał naradę niemieckich burmistrzów, wójtów urzędników i w ogóle inteligencji. Stawili się wszyscy we frakach i cylindrach. Groził? (…) Oświadczył, że siedział 3,5 roku w niemieckim kacecie i coś niecoś stamtąd pamięta. Chciałby więc przypomnieć zebranym ich własne sposoby uśmierzania opornych i zapytać, czy uważają za konieczne, by z wiedzy tej musiał czynić obecnie użytek? (…) Wstał tutejszy ksiądz i oświadczył, że zebrani chcą ślubować na wierność rządowi polskiemu. Tabaka z trudem wyzwolił rząd od tych ślubowań. Z końcem roku 1945 niemieckie podziemie w Jeleniogórskiem zamarło (…)”. (J. Urban, Palec rozdzielacza […]).

„Przecież Polacy nie dadzą sobie chyba wmówić, że nasze Karkonosze są Polską”– to znowu z drugiej strony lustra – „Myśl, że ojczyzna włączona do Niemiec i kultywowana przez osiem stuleci miałaby nagle przypaść w udziale Polsce była tak groteskowa, że nie mogłem jej wypowiedzieć” (G. Pohl, Czy jestem jeszcze w swoim domu? […]) Takowe dewizy mogą zostać uznane za oddające określony sposób myślenia.

Werwolf, Freies Deutschland, Rauberklub

Dopóki graniczny powiat zamieszkiwała silnie liczebnie wspólnota niemiecka, dopóty znaczne zagrożenie stanowiły podziemne struktury organizacji posthitlerowskich kierujące się co najmniej przekonaniem, iż „Śląsk nie jest odpowiednim miejscem dla polskiego narodu”. Do najważniejszych z nich należały Werwolf i komórki sabotażowego Freies Deutschland, która to organizacja przynajmniej w teorii złożona ze specjalistów sabotażu, dywersji oraz łączności miała na celu oderwanie Dolnego Śląska od Polski poprzez niszczenie infrastruktury przemysłowej, przy czym na terenie Jeleniej Góry jej członkowie ograniczyli się zaledwie do działań organizacyjno-werbunkowych i wywiadowczych. W głębokim cieniu pozostawał znany jedynie z nazwy Rauberklub (Klub Zbójców).

Świadomość istnienia owych struktur podsycała atmosferę zagrożenia pośród nielicznej początkowo ludności polskiej. Przykładem na istnienie grup tego rodzaju jest choćby likwidacja w dniach 15-16 lipca 1945 r. w okolicach graniczącego z powiatem jeleniogórskim Lubania, należącej do Werwolfu bandy ośmiu Niemców, z których czterech zabito, jednego ujęto, a trzem pozostałym udało się niestety zbiec. Prawdopodobnie takie właśnie niedobitki w październiku 1946 r. dopuściły się aktu spalenia Zakładu Płyt Pilśniowych w Mroczkowicach niedaleko również graniczącego z obwodem nr 29 Mirska, podczas którego śmierć poniosło dwóch polskich strażników. Zbrodnicza działalność terrorystycznych organizacji niemieckich (ewentualnie zaledwie niedobitków) m. in. spowodowała wprowadzenie na terenie całego powiatu w pierwszych miesiącach po wyzwoleniu godziny milicyjnej, która dla ludności niemieckiej obowiązywała od 21.00, a dla polskiej od 22.00.  Jak znaczny, rozłożony w czasie problem stanowiło uporanie się z pohitlerowskim ekstremizmem, niech świadczy rozbicie operującej w okolicach Szklarskiej Poręby i Matejkowic (Przesieka) dowodzonej przez „Krwawego Iwana” bandy własowców, do jakiej doszło dopiero w marcu 1947 r..

Wrogie dla polskiej społeczności działania Niemców przybierały różne formy. Kolportowano nazistowskie ulotki, na murach malowano swastyki, sabotowano zarządzenia władz, tworzono magazyny broni. W podjeleniogórskich Karpnikach zamordowano polskiego wójta. Pragnąc zapewnić osadnikom spokojne warunki życia, polski starosta zmuszony był zwalczać destrukcyjną działalność pohitlerowskich fanatyków. Dokonywał tego poprzez sukcesywne aresztowania niemieckich przywódców, karne przesiedlania do baraków, częste kontrole prewencyjne oraz zatrudnianie podejrzanych przy robotach publicznych. W stolicy powiatu utworzono 36-tysięczną dzielnicę niemiecką. Oczywiście działania te nosiły jedynie doraźny charakter i na dłuższą metę nie mogły zapobiec działalności antypolsko nastawionych Niemców. Wysiedlenie ludności niemieckiej z końcem 1947 r. ostatecznie położyło kres zagrożeniu ze strony pohitlerowskich niedobitków.

Mit na rękę władzom?

Składając hołd ofiarom pogrobowców Adolfa Hitlera, należy wspomnieć, iż pozbawionym legitymizacji komunistycznym władzom mogło zależeć na nagłaśnianiu zbrojnych wystąpień Werwolfu bądź wręcz przypisywaniu mu zbrodni popełnionych przez inne ugrupowania lub „niezrzeszonych” Niemców, a także dokonanych przez tych czerwonoarmistów, którzy zgodnie z kanonem wojny zasmakowali w bezkarności dawania upustu żądzom grabieży, gwałtu i mordu.

Wykreowanie mitu straszliwego Werwolfu przez UB mogłoby także przykrywać nieudolność służb wobec zalewającej polski „dziki zachód” fali pospolitego bandytyzmu. Znacznie łatwiej obarczyć winą za wyczyny zdemoralizowanych i pijanych sołdatów, maruderów trzech armii, czy rodzimych bandytów ‒ fanatycznych nazistów, niż wykazywać w raportach bezradność. Poza tym mianem członka Werwolfu można było obciążyć niewinnego, co dawało pretekst zarówno do przysłowiowego wykazania, jak i prześladowań wszelkiej maści przeciwników politycznych. Z drugiej strony, chociaż „wilkołaki” stanowiły realne zagrożenie, nie od dziś wiadomo, iż Niemcy jako naród zasadniczo nie należą do nacji ceniących prowizorkę i elastyczność, czego wymaga działalność zdecentralizowanych grup uderzeniowych, za jakie miały uchodzić te formacje, stąd też polski odpór generalnie przyniósł ukrócenie zagrożenia jeszcze przed wysiedleniem. Warto też nadmienić, iż wyolbrzymianie mitu Werwolfu mogło służyć również jako swego rodzaju straszak, zarazem kolejna forma legitymizacji uzurpatorów, „wszak wyłącznie ludowo-rewolucyjna władza potrafi zapewnić osadnikom bezpieczeństwo i bezpowrotnie rozprawić się z hitlerowskim plugastwem”. Zatem zagrożenie istniało, stanowiąc zarazem jedynie dość szeroki, ograniczony w czasie margines, a warto przypomnieć, iż pierwszy burmistrz Karpacza potrafił w ciągu jednej czerwcowej nocy odbyć bezpieczną, pieszą wędrówkę z Jeleniej Góry do Karpacza i z powrotem, zaś żołnierze 3. Pułku Łączności, zabezpieczając wioski przeznaczone do zasiedlenia, mieli na myśli raczej wyszkolone w partyzantce, powstaniu czy leśnej bandyterce rodzime gangi szabrowników niżli zastępy uzbrojonych po zęby „wilkołaków”. Przykłady wskazują, iż aktów terroru i dywersji dokonywali różnej maści wyznawcy III Rzeszy, a nie tylko członkowie w gruncie rzeczy zmitologizowanego Werwolfu, który na szczęście według niżej podpisanego należy uznać wbrew zamierzeniom jego zbrodniczych twórców za mierną kopię polskich struktur bojowej konspiracji.

Zdjęcie tytułowe: Hirschberg w trakcie II wojny światowej. Zdjęcie za: https://jeleniagora.naszemiasto.pl/ oraz fotopolska.eu.

Bibliografia:

Archiwalia:

Sprawozdanie W. Tabaki z 6 XI 1945 r., WAP Jelenia Góra, tom nr 18, Starostwo Powiatowe w Jeleniej Górze 1945-1950, tom nr 18

Sprawozdanie W. Tabaki z 5 I 1946 r., WAP Jelenia Góra, Starostwo Powiatowe w Jeleniej Górze 1945-1950, tom nr 18

Sprawozdanie W. Tabaki z 5 II 1946 r., WAP Jelenia Góra, WAP Jelenia Góra, Starostwo Powiatowe w Jeleniej Górze 1945-1950, tom nr 18

Opracowania:

Marek Chromicz, Skarb Schwarz Willego, „Nowiny Jeleniogórskie”  nr 45, 7-13 XI 2000 r., s. 17.

Joanna Hytrek-Hryciuk, Rosjanie nadchodzą, Ludność niemiecka a żołnierze Armii Radzieckiej (Czerwonej) na Dolnym Śląsku w latach 1945-1948, IPN, Wrocław 2010

Mieczysław Iwanek, Pierwsze miesiące powrotu do macierzy, „Rocznik Jeleniogórski” 1985, t. XXIII, s. 80.

Alfred Konieczny, KL Gross-Rosen: hitlerowski obóz koncentracyjny na Dolnym Śląsku 1940-1945, Muzeum Gross-Rosen, Wałbrzych 2007

Jerzy Kolankowski, Literatura pod Śnieżką, Karkonoskie Towarzystwo Naukowe, Jelenia Góra 1996

Zbigniew Kwaśny, Materiały do dziejów zakładów przemysłowych w okręgu jeleniogórskim  w latach 1942-1943, Śląski Kwartalnik Historyczny „Sobótka” 1961, t. III s. 364-389.

Mieczysław Łuczkiewicz, Prawda o Dolnym Śląsku, Wojewódzki Komitet Przesiedleńczy, Kielce 1945

Robert Primke, Maciej Szczerepa, Werwolf. Tajne operacje w Polsce, Wydawnictwo Technol, Kraków 2007

Dionizy Sidorski, Nadszedł właśnie jego czas, (w:) Żyją wśród nas… Ludzie dolnośląskiego ćwierćwiecza, pod red. M. Orzechowskiego, Ossolineum, Wrocław 1970

Jan Ryszard Sielezin, Polityka polskich władz wobec ludności niemieckiej na terenie Kotliny Jeleniogórskiej w 1945 r.,  Śląski Kwartalnik Historyczny „Sobótka” 2000, nr 1, s. 67-90.

Filip Springer, Miedzianka. Historia znikania, Czarne, Wołowiec 2011

Wojciech Tabaka, Objęcie piastowskiego dziedzictwa, „Nowiny Jeleniogórskie” 1971, nr 14/15, s. 10.

Jerzy Urban, Palec rozdzielacza, „Odra” 1970, nr 5, s. 88

Romuald Witczak, Okoliczności wysiedlenia Niemców z Jeleniej Góry w latach 1945-1947, „Rocznik Jeleniogórski” 2007, t. XXXIX. s. 172.

Netografia:

Edward Basałygo, 900 lat Jeleniej Góry. Tędy przeszła historia. Kalendarium wydarzeń w Kotlinie Jeleniogórskiej i jej okolicach, Jelenia Góra 2010, s. 238- 256, http://jbc.jelenia-gora.pl/Content/2917/Hstoria_JG_f.a5_2010.pdf, dostęp: 22.02.2022 r.

Sylwetki powojennej Jeleniej Góry- Część I, s. 16, https://jbc.jelenia-gora.pl/dlibra/publication/10615/edition/10280/content, dostęp: 22.02.2022  r.

https://sztetl.org.pl/pl/miejscowosci/j/216-jelenia-gora/116-miejsca-martyrologii/46523-arbeitslager-hirschberg-arbeitslager, dostęp: 22.02.2022 r.

Dariusz Jacek Bednarczyk – ur. w Jeleniej Górze. Absolwent Wydz. Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Mgr administracji. Wiodącym obszarem zainteresowań jest szeroko pojmowana literatura oraz historia. Współautor m. in. Wieluńskiego Słownika Biograficznego, t.3,  pod redakcją Z. Szczerbika i Z. Włodarczyka, Wieluń 2016 r., oraz antologii „Węgry oczami Polaków” Warszawa 2021 r. Ponadto inne publikacje m.in.: Odra, Inskrypcje (półrocznik naukowo-literacki), Czas Literatury, Śląsk, Fabularie, Czas Kultury, Historykon.pl, Histmag.org. Laureat Pracowni Prozy Biura Literackiego 2018.