Dzieci polskie w Nowej Zelandii – Witold Jan Chmielewski – recenzja książki

Tytuł – Dzieci polskie w Nowej Zelandii. Obóz w Pahiatua (1944-1949)

Rok wydania – 2022

Autor – Witold Jan Chmielewski

Wydawnictwo – Akademia Ignatianum

Liczba stron – 364

Tematyka – niezwykła historia polskich uchodźców wojennych, głównie dzieci, którzy w 1944 roku trafili do nowozelandzkiej Pahiatua, gdzie miejscowe władze zapewniły im opiekę.

Ocena – 7,5/10

Losy polskich dzieci to szczególnie tragiczny epizod II wojny światowej. Niemiecki okupant mordował je i rabował na masową skalę, upatrując w nich taniej siły roboczej, plastycznego materiału do germanizacji, a w najgorszym wypadku elementu przeznaczonego do fizycznego unicestwienia. Sowieci byli znacznie mniej wyrafinowani w swoich metodach, podążając sprawdzonym szlakiem prześladowań z czasów carskich – masowe wywózki na Syberię stały się symbolem cierpienia Kresowiaków. Ci, którzy mieli nieco więcej szczęścia, dotrzymali do układu Sikorski-Majski, sformowania armii gen. Andersa, a następnie ewakuacji do Iranu. Tak zaczęła się historia tułaczki młodych Polaków, których rozsiano po świecie, nierzadko po miejscach – z perspektywy Polaka – wyjątkowo egzotycznych.

Nowa Zelandia jest jednym z najlepszych przykładów. W październiku 1944 roku nowozelandzki rząd przyjął 733 dzieci i 102 opiekunów, dla których przygotowano specjalny obóz w Pahiatua. Mieli tam wszystko – wikt, opierunek, możliwość rozwoju, a następnie integracji z lokalną społecznością. Nic dziwnego, że wielu młodych Polaków postanowiło zostać w Nowej Zelandii. Historia niezwykła, choć rzadko pojawiająca się w świadomości współczesnego pokolenia. A przecież była to tylko jedna z wielu kolonii, w których żyli nasi rodacy i warto o tym pamiętać, choćby w kontekście wciąż żyjących potomków emigrantów czy też relacji z krajami przyjmującymi niegdyś uchodźców znad Wisły.

To absolutny, ale przy tym dość szczęśliwy przypadek, ale w momencie ukazania się publikacji dostałem propozycję przedruku mojego krótkiego materiału na temat dzieci z Pahiatua w albumie poświęconym losom Kresowiaków. Odsyłam zainteresowanych Czytelników do samego artykułu, zwłaszcza jeśli zainteresowała Was zajawka historii opowiedzianej w książce Chmielewskiego. Potraktujcie mój materiał jako wprowadzenie do książki, przy czym warto też zweryfikować, czego od lektury się oczekuje.

Książka ma bowiem charakter rozprawy naukowej. Styl pisarski jest zatem dość oficjalny i suchy, nastawiony na przekazanie konkretnych informacji i zrobienie tego w sposób możliwie najbardziej kompetentny, merytorycznie poprawny. Chmielewski wywiązuje się z tego zadania perfekcyjnie. Jego opracowanie udanie łączy wykorzystanie bogatej dokumentacji archiwalnej, ilustrującej głównie polityczne i administracyjne procesy związane z pobytem polskich uchodźców w Nowej Zelandii, z fachową analizą danych. Z punktu widzenia czytelnika problematyczne może być pominięcie elementów wstępnych, które w opracowaniach na temat Pahiatua zazwyczaj stanowi droga uchodźców do ZSRR, do Iranu, a dopiero stamtąd do Nowej Zelandii. Jest to dla mnie niemałe zaskoczenie, gdyż czytelnik nieznający tego wycinka historii II wojny światowej może mieć delikatne trudności z połapaniem się w temacie.

Na uwagę zasługuje bardzo dokładny opis organizacji i funkcjonowania obozu, jak również późniejszych losów „Pahiatulczyków”. Chmielewski z jednej strony miał ułatwione zadanie, gdyż historia ta była już przedmiotem zainteresowania kilku badaczy, z drugiej musiał się zmierzyć z solidnymi opracowaniami, które opowiadały o Pahiatua w sposób kompleksowy. Odniosłem wrażenie, że autor zebrał i posegregował dotychczasowe źródła, a dodatkowo udanie je rozszerzył o własne obserwacje i rozbudowany materiał archiwalny. A że jego opracowanie jest niezwykle metodyczne i poukładane w sposób wzorcowy (gdy idzie o rozprawy akademickie) czytelnicy dostają pokaźny pakiet danych – konkretnych, posegregowanych, ale podanych w formie mało atrakcyjnej dla osób szukających nieco więcej „pasji”.

Publikacja była dla mnie idealnym punktem odniesienia, by zweryfikować pewne informacje, nieco je poszerzyć, dołożyć jakąś ciekawostkę do mojego tekstu. Timing mieliśmy doskonały, a że samą historię miałem przerobioną „na świeżo”, co wiązało się także z lekturą innych pozycji dotyczących tego samego tematu, miałem sporo materiału do szczegółowej analizy i porównań. Chmielewski stworzył dobrze udokumentowaną i ustrukturyzowaną monografię, w której na uwagę zasługuje bogaty materiał archiwalny. Nie jest to jednak „książka dla wszystkich”, głównie ze względu na styl narracji i dostosowanie jej do wymogów pracy akademickiej. Autorowi nie można odmówić ani kompetencji, ani polotu, bo tymi się wykazuje. Po prostu sama forma publikacji nie predysponuje jej do stania się lekturą powszechną.

Ocena: – 7,5/10

Recenzja „Dzieci polskie w Nowej Zelandii” powstała we współpracy z TaniaKsiazka.pl.