Tytuł – Po co nam była ta wojna!
Rok wydania – 2022
Autor – Peter Hitchens
Wydawnictwo – Bellona
Liczba stron – 350
Tematyka – obrazoburcza, podważająca utarte schematy historyczne książka brytyjskiego historyka, który odkrywa nieznane kulisy zaangażowania Wielkiej Brytanii w II wojnę światową.
Ocena – 7/10
Zychowicz w brytyjskim wydaniu. W taki sposób najprościej można opisać „Po co nam była ta wojna!” Petera Hitchensa. Czy jest to komplement? Pod wieloma względami tak, wszak Piotr Zychowicz to uznana marka na polskim rynku książkowym. Z jego nazwiskiem wiążą się jednak i pewne historyczne słabości, które z lubością wytykają mu krytycy. Hitchens pisze w podobnym stylu i tak samo dobiera argumenty, często kierując się emocjami i zapominając, iż historyk musi potrafić wcielić się w rolę „adwokata diabła”, nawet jeśli miałoby to burzyć ustalony przez niego porządek czy kierunki argumentacji.
Co do zasady, Hitchens podnosi rękę na jedną z brytyjskich świętości – imperium. Jego teza nie jest może przesadnie odkrywcza, trudno bowiem negować fakt, że po II wojnie światowej Wielka Brytania bezpowrotnie utraciła prymat na morzach i oceanach, a w kolejnych dziesięcioleciach status supermocarstwa. Udział w wojnie zatem wyraźnie się jej nie opłacał. Pomniejsze tezy są znacznie bardziej ciekawe. Brytyjczycy do wojny się nie palili, a Hitchens sugeruje, iż to nie Polska wciągnęła Wielką Brytanię do wojny, lecz sama dała się w konflikt wciągnąć przez sprytnych Brytyjczyków, którzy cudzymi rękami rozgrywali spór z Niemcami. Podobnie Francja – ona podobno także padła ofiarą imperialnych ambicji Wielkiej Brytanii. O ile z Polską tezę można wybronić (przy czym kwestia zdrady sojuszników to ważny element polskiej narracji historycznej, więc Ameryki Hitchens nie odkrywa), o tyle z Francją – cóż, mocno naciągana i ignorująca francuską pozycję w Europie oraz antyniemieckie wektory jej przedwojennej polityki zagranicznej. Autor kreśli również interesujący rys relacji brytyjsko-amerykańskich, którym daleko było do znanego z podręczników przyjacielskiego sojuszu. Jeszcze przed 1945 rokiem prowadzono zakulisową walkę – dyplomatyczną, gospodarczą, ale i wojskową – o powojenną dominację. USA były w tym względzie bezpardonowe i do bólu wykorzystały uprzywilejowaną pozycję.
Hitchens krytykuje niemal wszystko i wszystkich. Jego podejście do współczesnych rządów (nazywanych „próżnymi” i prowadzącymi politykę „durną”) dobrze oddaje jego podejście do historii. Krytyka. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby jako autor starał się zachować obiektywizm albo spojrzeć na omawiane problemy z możliwie wielu perspektyw. Tendencyjność przekazu jest największym mankamentem opracowania. Niedoświadczeni odbiorcy, którzy nie są w stanie wyciągnąć samodzielnych wniosków z przesłanek nieuwzględnionych bądź spłyconych przez Hitchensa mogą przyjmować jego narrację jak prawdę objawioną. Tak, Hitchens ma w wielu wypadkach rację i słusznie kwestionuje historyczne aksjomaty. Nie robi tego jednak w sposób fachowy, zgodnie ze sztuką. Obrazoburczość to zawsze ogromne wyzwanie i odpowiedzialność. W moim odczuciu Hitchens jej nie sprostał, bo zafiksował się na kilku postawionych wcześniej tezach. Na marginesie, w odniesieniu do polskiej wrażliwości warto odnotować, że Hitchens krytykuje nieuzasadnione posługiwanie się przymiotnikiem „nazistowski”, który powszechnie zastępuje określenie „niemiecki”. Słusznie wskazuje, iż w przypadku Sowietów nie używa się słowa „komunistyczny”, choć przecież byłoby to przejawem konsekwencji. Ciekawe podejście, z którym się zgadzam. A na marginesie marginesu odnotujmy pracę tłumacza, który nie stroni od komentarzy, często bardzo adekwatnych do niejasnych sformułowań, którymi posługuje się autor bądź też rozwijających skróty myślowe Hitchensa. Kawał dobrej roboty, warto czytać przypisy – Bellona słusznie zainwestowało w pomoc profesjonalisty, co przecież nie zawsze jest wydawniczym standardem.
Hitchens stawia jeszcze wiele co najmniej kontrowersyjnych tez. W jego ocenie Niemcy wcale nie planowały inwazji na Wielką Brytanię. Przytacza szereg wątpliwych danych sprowadzających się do analizy tego, co Adolf Hitler rzekomo myślał o koncepcji desantu. Raz Hitchens pisze, że inwazja istniała tylko w jego głowie, by zaraz potem twierdzić, że Hitler wcale jej nie planował. W tym względzie Hitchens opiera się niemal wyłącznie na ustaleniach R. Northa, a jego rozważania to mieszanka myślenia życzeniowego i filozoficzno-psychologicznych rozważań na temat inwazji jako takiej i jej znaczenia dla brytyjskiego poczucia bezpieczeństwa. Kilkustronicowy przegląd piśmiennictwa niehistorycznego ma zamazać fakt, iż autor nie ma za wielu argumentów po swojej stronie. Rozwadnia zatem narrację bzdurami, które – choć ciekawe do czytania (o stylu pisarskim za chwilę) – niewiele wnoszą do tematu.
A skoro wywołałem już styl pisarski. Jeśli znacie prace Zychowicza, szczególnie „Obłęd 44′”, powinniście dostrzec podobieństwa. To podobna agresywna i mocna narracja, w której Hitchens świetnie się odnajduje. Właśnie dlatego jego argumenty, pozbawione backgroundu, mogą wydawać się tak przekonujące. Jest w tym naprawdę dobry. Szereg jego tez jest zresztą godnych rozważenia, autor niewątpliwie zmusza odbiorców do myślenia i zakwestionowania utartych schematów. Szkoda, że nie oparł się pokusie „siłowego” udowodnienia swoich koncepcji. Wiele z nich miałoby zdecydowanie większą wartość, gdyby poddał je gruntownej analizie, za punkt wyjścia obierając przekonanie, iż nie zawsze musi mieć a priori rację.
Ocena – 7/10