W czasie niemieckiej agresji na Polskę z września 1939 roku najsilniejszym czołgiem, jakim dysponowały wojska najeźdźcy, był prawdopodobnie PzKpfw IV – stanowił zarówno najpotężniejszy czołg Wehrmachtu, jak i w ogóle najsilniejszą maszynę tego typu użytą w kampanii wrześniowej. Czy jednak był niepokonany? Jak można się domyślić – nie. Był – jak zresztą każdy czołg – wrażliwy na ostrzał mocniejszej artylerii. Czy jednak polska broń pancerna, a zwłaszcza czołgi 7TP i Vickers E oraz tankietki TKS były w stanie zmierzyć się z PzKpfw IV? Okazuje się, że było to możliwie.
Szczególnie, iż czołgów PzKpfw IV we wrześniu 1939 roku nie było zbyt wiele. Wehrmacht dysponował w sumie 211 maszynami tego typu, w wersjach Ausf. A, B i C. Wchodziły one w skład różnych jednostek i używano ich na najważniejszych odcinkach. W sumie Niemcy stracili podczas kampanii wrześniowej 19 sztuk. W większości była to zasługa polskiej artylerii. Oprócz tego kilkanaście czołgów Pzkpfw IV zostało uszkodzonych (mniej lub bardziej poważnie) podczas wymiany ognia z polskimi 7TP oraz Vickersami E. Walka zatem z Pzkpfw IV nie przerastała możliwości polskich sił pancernych.
Być może mogłyby one skutecznie niszczyć i te niemieckie czołgi, gdyby miały przewagę liczebną. Sytuacja mogłaby być analogiczna do walk na froncie zachodnim w 1944 roku, gdzie pozornie słabsze amerykańskie Shermany radziły sobie z niemieckimi Tigerami i Pantherami, wykorzystując głównie swoją przewagę liczebną i możliwość zmasowanego ostrzału. W ten sposób działała także polska 1. Dywizja Pancerna. W 1939 roku o przewadze w siłach pancernych Polacy mogli jedynie pomarzyć. Nawet jeśli potęga niemieckiej broni pancernej w 1939 roku bywa powszechnie przeceniana, to jednak przewaga nad siłami polskimi była zbyt duża, by dać polskim pancerniakom pole do skutecznych manewrów.
Jeśli zaś chodzi o tankietki TKS, to z niemieckim Panzerem IV mogły mierzyć się tylko te spośród nich, które były wyposażone w działko nkm kal. 20 mm. Taką tankietką dowodził pierwszy polski as pancerny, Edmund Roman Orlik. W ciekawym starciu z 18 września, stoczonym pod Pociechą w Puszczy Kampinoskiej, Orlik być może zniszczył czołg PzKpfw IV dowodzony przez niemieckiego arystokratę, Viktora von Ratibor. Wyrażenie „być może” jest tutaj konieczne – nowsze badania wskazują, że Orlik zapewne zniszczył lżejszy czołg – Pzkpfw 35(t). Nie zmienia to jednak faktu że zniszczenie Panzera IV przez Orlika było teoretycznie możliwe, ponieważ atakował on z małego dystansu.
Tak czy inaczej, wyczynu zniszczenia silniejszego wozu niemieckiego udało się Polakom dokonać dzięki uderzeniu z zasadzki, przy pełnym zaskoczeniu. Orlik miał sporo i umiejętności, i szczęścia (niezależnie od tego, jakie czołgi ostatecznie niszczył), a taktyka, jaką zastosował, była bardzo logiczna. W okresie międzywojennym zakładano, że tankietki TKS z działkiem nkm są w stanie walczyć z wrogimi siłami pancernymi właśnie przy wykorzystaniu zaskoczenia. Zauważono – jak najbardziej słusznie – że mały rozmiar tankietek wręcz idealnie nadaje się do tego, by uderzały one z zasadzek. Niestety, możliwość użycia takiej taktyki na skalę mogącą przesądzić o losach bitew przekreślał ten sam problem, który dotyczył czołgów 7TP i Vickers E – tankietek TKS z nkm było po prostu zbyt mało. Zwłaszcza w porównaniu z siłami Wehrmachtu.
Bibliografia: Andrzej Zasieczny, „Broń pancerna III Rzeszy. Tom I”. Zdjęcie tytułowe: domena publiczna.
Marek Korczyk