Radziecki snajper z okresu II wojny światowej, Jewgienij Nikołajew, w swoich wspomnieniach szczegółowo opisał czynności, jakie snajper powinien wykonać przed rozpoczęciem „polowania” na wrogów. Co charakterystyczne dla tych wspomnień (mocno propagandowych, rzecz jasna), opisy związane ze snajperskim rzemiosłem wyróżniają się spośród pozostałej treści – w przeciwieństwie do niej są bardzo szczegółowe, a przy tym możemy je uznać za wiarygodne. Dlatego warto zapoznać się z opisem Nikołajewa dotyczącym tego, jak przygotował się do jednej z wypraw snajperskich przeciw okopom niemieckim:
„Snajper idzie do zasadzki na jeden dzień, ale nabojów zabiera ze sobą na cały tydzień, przy czym różnych i wszelkiego rodzaju – kto wie, co może się przydarzyć w tym czasie na przedniej pozycji! Starannie wytarłszy każdy nabój z osobna, schowałem je w kieszeni waciaka [rodzaju kurtki, kufajka] i spodni oraz napełniłem ładownicę. Uzbroiłem się, jak zawsze zresztą, solidnie: dwa pistolety, z których jeden znajdował się w kaburze, a drugi był przymocowany do cholewy buta, kilka granatów, w tym dwa przeciwpancerne, na pasie nóż fiński, a w torbie naramiennej maska przeciwgazowa. Do pasa przytwierdziłem małą łopatkę snajperską, ponieważ bez niej do pracy nigdy nie chodziliśmy. Duża łopata pozostawała na moim stanowisku strzeleckim, dokąd teraz się właśnie wybierałem.
Cały ten ekwipunek absolutnie mi nie ciążył – jak każdy snajper, doskonale zdawałem sobie sprawę, że kiedyś wszystko to bez wątpienia okaże się przydatne – szczególnie w sytuacji, w której żołnierz znajdzie się sam na sam z przeciwnikiem na pasie neutralnym. Gdybym zaś miał zapas artykułów spożywczych, to i tak nie zabrałbym go ze sobą, ponieważ pełny żołądek nie sprzyja walce – człowiek sobie podje, zrelaksuje się i zmorzy go sen, a choćby chwila nieuwagi poza pierwszą linią może kosztować go życie. Wybierając się na „polowanie”, nie zabieraliśmy ze sobą nawet wody; broń, bandaże, naboje – oto w co w pierwszej kolejności zaopatruje się snajper. Nawet szynel [płaszcz] lepiej zostawić w ziemiance i wymienić go na waciak, który zapewnia większą swobodę ruchu. […]
Na wszelki wypadek zawszę mówię chłopcom [innym żołnierzom sowieckim], dokąd się udaję i gdzie będę się znajdował. Informacje te przekazuję również dowódcy kompanii, żołnierzom oddziału ubezpieczającego i obserwatorom. Przeświadczenie, że moją kryjówkę i wykonaną przeze mnie pracę będzie obserwować nie jedna para oczu, dodaj mi o wiele więcej pewności, że finał takiej operacji będzie pomyślny. Jest to swego rodzaju poczucie obecności moich towarzyszy, na których ramionach można się wesprzeć – co prawda nie są oni bardzo blisko, ale jednocześnie znajdują się tuż obok.”
Cytat za: Jewgienij Nikołajew, „Czerwony snajper”.
Marek Korczyk